Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 030.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

burga dobrał, co się to nim opiekowali — musieliśmy od Krakowa odstąpić, aleśmy poszli do Sieradzia i do Sandomierza.
Przeciw takiej sile co było robić? Rozumny pan był! Rozumny!
Bitwy się im chciało, prosili o nią — nie dał im jej. Staliśmy znowu po lasach i na czatach. Wymkną się Czechy, z głodu mrąc, na picownika — puszczamy... Gdy się ubezpieczą i zapuszczą głębiej — dopiero my na nich i z tyłu i z przodu.. Mało który nam uchodził.
Snu tam nie było ani spoczynku. A i on też nie zasypiał, dworu sobie ani dachu nie szukał. Wszędzie sam był z nami. Musieli Sieradź oblegać, i tego nie wzięli, tylko miasto same.
Cały następny rok nie dawaliśmy im spokoju. Boże miłosierny! gdyby człowiek chciał powiedzieć co przez te czasy przecierpiał i robił! — niktby nie wierzył.
Biliśmy się gdzie ino było można — aż do samego końca, póki nas taka garść była, żeśmy w pole wyciągać mogli. Aż — obrali sobie w Poznaniu króla — dopiero my spoczęli. Mały nasz przycupnął, wiedział, że chyba on długo tam nie posiedzi, na niego bo się odgrażali dawno. I zabili go w Rogoźnie.
W Poznaniu na Ś. Wojciech, wiosną naszego pana okrzyknęli księciem — i tylko co mu korony nie dali — królem go chcieli mieć. Do-