Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 120.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Tu też Wójt i mieszczanie czekali na niego, a że dzień się jeszcze jasny nie zrobił, okna w niej były małe, o mroku wchodzący Biskup więcej się mógł domyślać niż poznawać przybyłych...
Albert stał na przedzie, tego wszędzie po wzroście i postaci odróżnić było łatwo. Za nim blade i niespokojne twarze Rajców i kupców patrzały... Szeptali coś między sobą.
Niezwykła ranna pora, w której przybywali, przeczucie jakieś złowrogie, zawczasu trwogą się odbiły na obliczu Biskupa...
Witano cichemi ręki pocałowaniami.
— Ojcze, — odezwał się Wójt Albert — przychodzimy na radę! Straszne wieści nas doszły!
Oczy Muskaty błysły — spojrzał i spuścił je smutnie.
— Mówią, że młody król nasz zdradziecko został zabity. — Czesi na zamku już sobą trwożą, mówił Wójt. Co nam poczynać? Łoktek nie zaniedba korzystać z tego... Śle już nawet i upomina, aby mu zawczasu miasto zdano. Ratując się od klęski takby uczynić należało, ale Czechy.. Zemsta ich?!
Biskup trwożliwie się obejrzał do koła. Niewiele osób go otaczało, lecz i tę gromadkę za zbyt liczną uważał. by przy niej mógł się odezwać otwarcie. Zawahał się, wejrzał na Alberta, ręce złożył.