Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 178.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

sołość jaka tam panowała. Wozy z końmi, którym trochę siana zarzucono, czekały na panów spokojnie.
Godzina zamykania wrót w mieście jeszcze nie nadeszła, a ówczesne bramy Florjańska, Sławkowska, Szewska, Wiślna, Mikołajska, Rzeźnicza stały otworem bez żadnej straży.
Nikt też tak dalece nie zwracał na to uwagi, że dnia tego począwszy od południa, ziemian się do miasta ściągało bardzo wielu. Więcej może niż kiedykolwiek.
Ale że nie wszyscy jednemi wroty wjeżdżali, ani razem, a w ulicach nie bardzo zważano co się działo — nie rychło się postrzeżono, iż się jakby na jaki zjazd gromady zbierało.
Było w obyczaju naówczas i długo potem, iż gdy miasto gospód podostatkiem nie miało, mieszczanie znajomych i nieznajomych gości do siebie przyjmowali. Tak ci było i w Rzymie czasu tego jubileuszu 1300 roku, na którym się Łoktek znajdował, gdzie na ulicy Klaudja, do wszystkich domów pielgrzymi się wpraszali, a wszędzie ich ugaszczano — prawda, że za ich grosz miły.
Tak samo działo się w Krakowie. Tego dnia mało do którego ze znaczniejszych domów nie zapukał jeden z ziemian krakowskich.
Jechali z dworami zbrojnemi, co nikogo nie dziwiło, bo się bez broni nie ruszało za wrota — pokaźnie poubierani, z czeladzią, z wozami. W ka-