Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 017.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Jemu i wielu innym zdało się wszystko straconém, wojsku jeszcze nie otrąbiano hasła, król zwłóczył i lada chwilę Krzyżacy uderzyć mogli; Jagiełło tymczasem na wzgórze jechał, zkąd cały obszar przez oba wojska zajęty widać było dość dobrze. W prawo sterczały nad gąszczami różnobarwne chorągiewki litewskie i ruskie, które najwięcéj naprzód wysunięte były.
Po twarzach panów rady i Zyndrama Maszkowskiego znać było jak boleli nad zwłoką; lecz Jagiełły niczém do pośpiechu skłonić nie było podobna. Jechał zwolna i jakby z obojętnością, pewny zwycięztwa, czasu nie mierząc wcale. Coraz obijały mu się o uszy naglące prośby dowódzców: zdawał się ich nie słyszéć.
Gdy się to działo, chorągiew z trzechset Czechów najemnych złożona, ku tyłowi posunięta stała. Tu właśnie za nią jeńcy krzyżaccy trzymani byli pod strażą, między którymi Brochocki Ofkę kazał umieścić, a za nią ks. Jan poszedł. Że dziewczęciu dodano dla straży starego żołnierza, który pod Dąbrownem rękę miał kamieniem z murów puszczonym zgniecioną, ks. Jan, który ani mógł, ani chciał teraz czynić jéj wyrzutów, spoglądając zdala na szykujące się wojsko, gorąco począł się modlić. Oczy jego od tego widoku