Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 018.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przygotowań do walki oderwać się nie mogły. W całym obozie zdawał się jeden duch panować: rwał się żołnierz, szarpały niecierpliwie konie, a wiatr dmący z tyłu, chorągwiami naprzód miotał, jakby niemi drogę pochodu wskazywał.
Trębacze królewscy stali gotowi, przy ustach trzymając trąby swe, a znaku nie dawano.
Z obozu téż krzyżackiego nic słychać nie było, oprócz chrzęstu zbroic i rżenia koni.
Stary żołnierz z ręką przewiązaną, który miał Ofki pilnować, nie mogąc iść z drugimi, duszą przynajmniéj był z nimi. Gorzały mu oczy, otworzył usta i spiąwszy się na osmoloną kłodę, starał się dojrzéć swéj chorągwi, którą musiał opuścić.
Nie bardzo się troskał o chłopaka oddanego w dozór, bo wiedzał dobrze, iż takiéj chwili ujść nie może. Ofka korzystając z tego, dawno się rozglądnąwszy już, gdzie stali, najrzała Czechów, których chorągiew tuż prawie czekała. Wiedziała ona, że między nimi byli tacy, co przyrzekli, iż bić się nie będą. W sercu jéj ta potęga nieprzyjaciela, któréj widziała i czuła przewagę, obudzała gniew, który łzami tryskał z oczów. On to ją skłonił do niebezpiecznego a śmiałego kroku,