Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 038.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Król się na Zbiszka namarszczył, lecz nie było rady; dla bezpieczeństwa zaraz, aby oczów nie ściągać, kazano mały proporczyk, który był rozwinięty, ściągnąć i schować. Stanęli ludzie gotowi na wszystko. Staż przyboczna otoczyła króla końmi i sobą, chcąc go zakryć od oczów, bo hełm i zbroja go zdradzały, a Krzyżacy téż dobrze znali Jagiełłę, tak że z postawy go mogli się domyślić.
Najgorzéj było z samym królem, który nierad téj niewoli, wyrywał się coraz, za włócznię swą chwytał, konia bódł, aby się przedrzéć przez ludzi, a im walka bliższą była, tém więcéj się zżymał.
Zolawa Czech widząc to i lada chwila czując, że im się król wyrwie i puści, pochwycił za cugle cisawego trzymając, aż Jagiełło zniecierpliwiony, rohatyny końcem go trącił.
— Puść, dyable jakiś — krzyknął — puszczaj, bo muszę iść!
I byłby im się wyśliznął, gdyby razem wszyscy nie poczęli prosić i błagać, ażeby życia swego nie ważył. Książęta Ziemowit i Korybut stanęli przed koniem.
— Bij, królu, a choćbyś i zabić miał, nie puścimy cię.