Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 051.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wódzcę pojmała, przyniosła głowę jego, bo mąż zdawał się znaczny, i chciano wiedziéć ktoby był.
Gdy za brodę czarną ująwszy ją, niósł Dobek do królewskiego namiotu ten ohydny znak zwycięztwa, napotkał na drodze ks. Jana, któremu ją okazał.
Poznał w niéj staruszek tego komtura, który mu w bramie malborgskiego zamku nogę skrwawiwszy, płazem, a późniéj groszem go nagrodził. Był to ów Schwelborn, co dwa miecze nosić przed sobą kazał, odgrażając się, że ich do pochew nie złoży, dopóki krwi się nie napiją. Wargi jego zbroczone teraz były, lecz własną.
Już późno w noc, gdy z pamięci liczono poległych, wszedł do namiotu Mszczuj Dunin ze Skrzynna, niosąc w ręku pektorał złoty z relikwiami świętych, na łańcuchu złotym.
— Najjaśniejszy Panie! — rzekł oddając mu go — większe zwycięztwo Bóg dał, niż śmieliśmy się spodziéwać. Noszenie to zdjął Jurga, towarzysz mój, z zabitego rycerza, który innym być nie mógł, tylko Wielkim Mistrzem Zakonu, Ulrykiem, bo są ludzie ci je u niego widzieli, a na płaszczu krzyż miał podwójny.
Słysząc to Jagiełło, załamał ręce wzruszony