Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 063.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Stosy białych ciał. Nie został nikt, oprócz nikczemnych co uciekli.
— Wielki Mistrz, Ulryk? — pytał zakonnik.
— Padł na ostatku, gdy już nic nie było do czynienia, tylko umiérać.
Okrzyk stłumiony wyrwał się z piersi zakonnika.
— Wielki komtur? — pytał osłabionym głosem.
— Leży przy nim.
— Wielki marszałek? Wallenrod...
— Jest z nimi.
— Schwarzburg nasz szatny?
— Zginął śmiercią rycerską.
Zakonnik nie śmiał pytać, głowa mu opadła na piersi, wstał z siedzenia i padł na nie.
— Podskarbi Merheim?
— Zabity.
— Komturowie? komturowie? — począł, jakby litości domagając się, wołać starzec. — Helfenstein...
— I on i jego żołnierze wyginęli do ostatniego.
— Zkąd-że ty wiész?
— A! obchodziłem pobojowisko, patrzyłem, gdy odzierano trupy.