Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 067.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakim sposobem?
Plauen zamilkł.
Nie rada to już była, ale pośpieszne rozkazy; dwóch starszych pozostawił przy sobie Plauen, resztę rozesłał.
W zamku, w mieście trwoga i popłoch były niewysłowione.
Nikt nie miał nadziei, aby ocalić się można, Plauen ją zachował jeden.
We trzech weszli do izby przyległéj.
— Nie czas płakać i trwożyć się, a rozpaczać. Rozpacz źle radzi, męzkiém sercem ratować się trzeba. Losy Zakonu w rękach naszych.
— Lecz cóż postawim przeciwko téj zgrai spędzonéj z całego świata, rozwścieczonéj zwycięztwem, głodnéj krwi naszéj. Nie mamy wojska...
— Powinniśmy miéć rozum i przebiegłość — rzekł Plauen. — Jagiełłę znamy wszyscy: pchnąć go trudno, a powstrzymać łatwo. Zabobonny jest, lęka się, aby go poganinem nie zwano za to, że przeciw krzyżowi walczy. Poślemy do niego. Zwłokę trzeba wyjednać. Są przy nim ludzie, co nie bardzo wielkiemu zwycięztwu będą radzi. Witold tam jest. Księżna siostra nam sprzyja; mamy duchownych. Czasu tracić nie godzi się. Ojca Marcina przywołać... ojca Marcina...