Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 076.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Śladu po niém nie ma — zawołała Ofka — padli rycerze mężni. Ostatni Mistrz Ulryk wyjechał do boju ze swojemi pragnąc paść i szukając śmierci. Wszyscy dali się wybić do nogi, nie pozostał nikt, a rannych dokłuli nieprzyjaciele.
Ofka oczy sobie zakryła, kobiety szlochać zaczęły; posypały się zapytania jedne po drugich, a każdéj niemal odpowiedzi płacz towarzyszył.
Noc nadchodziła, w mieście nikt nie myślał o spoczynku. Schützowa w trwodze zaczynała być o męża, który z zamku nie wracał: zapalono światło. Ofka przechadzała się po izbie zadumana.
— Cóż ty teraz myślisz z sobą? — spytała pani Schützowa.
— Nie wiem, dziś kątek mi dacie do spoczynku: pomyślę. Siedzieć u krosien nie mogę: któż wié co pocznę jutro.
Jeszcze rozprawiały, a noc była już późna, gdy do izby, zrazu nie zdejmując czapki, wtoczył się poważny Schütz. Zobaczywszy młokosa w domu poufale obcującego z kobietami, widocznie się zgorszył nieco i na żonę spojrzał zdziwiony. Ta mu ruszeniem ramion odpowiedziała.
— Niéma tu co się taić — rzekła — toć przecie córka pani Noskowéj z Torunia.
— Syn chyba? — rzekł burmistrz.