Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 094.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

tolda zmarszczkę wywołał, bo o nim ani wspominał. Zręczniéj jeszcze do niego się nie odnosząc, jako namiestnika królewskiego, prosił o wstawienie się.
Witoldowi twarz się zarumieniła.
— Ja namiestnikiem nie jestem, a nie zapominajcie, żem bratem jego i nad mojemi ziemiami taką mam moc, jak on nad krajem, w którym panuje.
Ks. Marcin posępnie zamilkł.
— Jeśli W. Ks. Mość nie jesteście namiestnikiem, przebaczcie mnichowi, który spraw świeckich nie zna i rozumu do nich nie ma: jeśli nie jesteście, to nim będziecie w przyszłości.
— Ja? — podchwycił Witold.
— A możeż to być, aby taka siła, jaką król Jagiełło uzyska, gdy Zakon obali i ziemie jego zabierze, dała się przy sobie ostać jakiéjbądź innéj? Wszyscy sąsiedzi namiestnikami zostaną, bo ich zawojuje, gdy Zakonu nie starczy.
Witold się doń żywo obrócił.
— Więcéj jest rozumu w twych słowach, niż wy go sobie przyznajecie — rzekł — ale pewnie nie z miłości ku mnie je wyrzekliście?
— W. Ks. Mość zrozumiész je jak zechcesz, jam biedny mnich, ubogi...