Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 110.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ostrożny pan Andrzéj kazał jéj przysięgać, że papieru nie miała i do Krzyżaków nie szła; zapowiedział groźno, że do trzech dni z miasta nikt się oddalać nie ma prawa i wylękłą odpuścił.
Dienheim ją wywiódł za bramę i dopiéro gdy żołnierzy minęła, powrócił na zamek. Ofka mu w głowie i sercu tkwiła.
Brechocki, który dosyć młodego chłopaka polubił i widział go coraz łagodniejącym, bo się Dienheim z nim obywszy, nie tak mu ostro stawiał się jak wprzódy, posługiwał się nim potrosze.
Wieczorem opatrzywszy mury i straże, kazawszy podnieść most i spuścić brony, zabrawszy klucze, gdy ognie były powygaszane, poszedł spać dowódzca i Dienheima do jego celi zapędził. Zdala na ciemném niebie świeciły łuny, nie dało to spać jeńcowi; paliło się gdzieś na siołach, którędy wojska ciągnęły.
Nazajutrz rano z nałogu, dzwonnik na jutrznią wydzwonił, choć do chóru nie było komu iść. Wdzięczen za to tylko był może ks. Jan, który zaraz do kaplicy na modlitwy pospieszył.
Nikt nie sprzeciwiał się staremu Ablowi, aby wedle zwyczaju godziny nabożeństwa wydzwaniał,