Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 115.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— I was wzięto w niewolą — odezwała się — Pan Bóg wié, kiedy się z niéj wydobędziecie. Słyszę, naszych panów, nawet komturów, dużo pościnali. Nie może być, aby Pan Bóg za to nie wziął zemsty.
Westchnęła.
Już Dienheimowi na niecierpliwość się zbiérało, gdy mieszczka uśmiechając się, poczęła:
— Zkąd-że to Waszéj Miłości przyszło wczoraj o jakąś Toruniankę mnie pytać? Czyście to pamięć tak wierną dla niéj zachowali?
— Gdyby ona choć w dziesiątéj części tak o mnie pamiętała, jak ja o niéj — zawołał Dienheim — ale to trzpiot dziewczyna. A gdzież córka wasza, Tekla? — dodał po chwili.
— Chcielibyście ją widziéć? a po co? — zapytała mieszczka. — Wy panowie, grafowie, żaden z was mieszczańskiéj córki nie weźmie, tylkobyście je bałamucili. Wszakże grafem jesteście?
— Tak, moja jéjmość — rzekł Dienheim — tylko grafstwo moje ani chleba mi nie da, ani mięsa: muszę go zarabiać mieczem i kopiją w służbie.
Począł więc, widząc, że się tu więcéj niczego nie doczeka, zbiérać się do wyjścia, gdy drzwi boczne się otworzyły powoli... jakieś jedno oko