przez szparę zaczęło badać izbę i po chwili, w progu się ukazała Ofka.
Poznałby ją wszędzie Dienheim, bo był głowę dla niéj postradał, ale stanął osłupiały, tak zmienione znalazł to śliczne i świeże dziewczę.
Świeciły się jeszcze oczy, blaskiem większym może niż za dawnych swobodnych czasów, ale różowa twarzyczka pobladła, wpadły policzki, usta zsiniały. Patrzała nań smutnie. Weszła powoli z izdebki drugiéj, kłaniając mu się zdala.
— Poznaliście mnie, panie grafie — rzekła — a no nie wiem jak i po czém, bo i z odsłoniętą twarzą jam do siebie nie podobna. Patrzcież-no, patrzcie co się stało ze mną! Ot, jakem zbiédzona i nędzna.
— Jeśli prawda co mi opowiadano — odezwał się Dienheim — to tylko dziw żeście życiem nie przypłacili, bo w obozie was za zabitą miano i my z ks. Janem, wujem waszym, ciała waszego szukać jeździliśmy.
Uśmiechnęła się Ofka.
— Prawda — rzekła — puściłam się na szalone sprawy, ale jakże patrzéć było na to co się działo i nie rozpalić się gniéwem, a gniéwem pałając, z założonemi siedziéć rękami.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 116.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.