Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 118.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewczyna się zadumała.
— Musicie mi pomódz, abym się ztąd wydobyła — rzekła. — Zakon potrzebuje usługi od siostr równie jak od braci: ja tu pozostać nie chcę, nie mogę.
— O! — zawołał Dienheim składając ręce — gdybym słowa rycerskiego nie dał, uciekłbym sam z wami.
— A komużeście je dali? — zapytała Ofka.
— Temu, co mnie wziął w niewolą.
— Oni słowa nie trzymają — przerwała gorąco Ofka — im go téż niéma potrzeby dotrzymywać.
— Tak, ale słowo rycerskie sobie samemu zachować trzeba, kto się zniesławić nie chce.
Ofka popatrzała nań i siadła wskazując mu siedzenie. Mieszczka słuchała rozmowy z podziwem nad dziewczęciem i ustami otwartemi.
— Pomożecie mi do ucieczki? — spytała.
— Uczyniłbym to z serca, gdybym was jak dawniéj nie miłował — odezwał się Dienheim — nie mogę was wystawiać na daremne niebezpieczeństwo. Co myślicie? powiedzcie mi. Nie lepiéjże byłoby oddać się wujowi i powrócić do matki?
Z siedzenia się porwawszy, dziewczę dłonie białe załamało, spuściwszy je.