Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 141.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

U wbitego pala kołysało się dosyć szerokie czółno, w którém siedziało małe chłopię w nędznym przyodziewku. Jak zajrzéć, nadbrzeże puste stało... Z przeciwnéj strony pojono stada, rybaków kilku zwijało się po wodzie w maleńkich jak liście czółenkach, szybując pośpiesznie, a na plecach trzymając więcierze.
Wyszedł naprzód stary rozpatrzéć się dokoła, a gdy dał znak, postąpiła za nim Ofka i Kuno. Chłopak ich wpuścił do czółna nie mówiąc słowa, odwiązał sznur, oparł się wiosłem o brzeg i odbił. Stary towarzysz leżał już na spodzie czółna i dawał znak Dienheimowi, aby się także na dnie umieścił. Jedna Ofka na ławie siedząca została. Wieczór był cichy i piękny, wiosła niepotrzebne; chłopak zręcznie sterował, siadłszy bokiem i wcale się nie ciekawiąc na obcych.
Łódż pędem strzały leciała daléj. Słońce zaszło, mrok padać zaczął, na brzegach zdala widać było porozpalane ognie; w oknach chat świeciły łuczywa, na zamkach gdzieniegdzie błyszczały szyby czerwonemi ogniami z wnętrzów: czółno leciało a leciało samym rzeki środkiem, stroniąc od brzegów, jakby nie chciało być widzianém. Po nocy trzeba było wprawnego oka, aby je dostrzedz mogło.