Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 143.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Stary kazał mu się wstrzymać. Ofka łamała ręce w rozpaczy. Łódź, którą szybko woda niosła, nie łacno było w miejscu osadzić. Chłopak się obejrzał, popędził na mieliznę i wiosłem sparłszy mocno, stanął.
Zaczęto go rozpytywać pospiesznie, ale z opowiadania jego, o jedném się tylko przekonać było można, iż rybacy tę wieść przynieśli. Ofka była w rozpaczy, stary dumał.
— Ha! — rzekł — zamek zajęty, to cóż? noc, trudno by cały brzeg był osadzony, znajdziemy miejsce do wylądowania. Winnica Henrykowa schodzi ku Wiśle, dostaniemy się przez nią do jego domu, a ztamtąd i do siebie.
Kuno nie mówił nic, lecz musiał téż myśléć co pocznie i gdzie się ukryje. Był na łasce Ofki, która jak najmniéj zdawała się troszczyć o niego.
Po długich szeptach, kazano czółnu odbijać znowu. Na rzece ukazała się łódka ze światłem. Byli to rybacy, co większe ryby na ogień brali. — Z ostrożnością zbliżono się do nich, stary stanął i zamamrotał niezrozumiałe jakieś wyrazy. Z łodzi mu odpowiedziano. Obie zbliżyły się do siebie. Przy świetle płonącego łuczywa, ujrzeli dwóch ludzi ogorzałych i odartych, zdziwionych nocném spotkaniem. Poczęła się rozmowa urywana, któ-