z ostrogami i przykróconéj pasem sukni, z twarzą wesołą i rumianą, z małą bródką i wąsem do góry podkręconym, rozmawiał u wnijścia do namiotu z kilku panami.
Tu już podróżny z konia zsiąść musiał, bo między nimi i pana Andrzeja dojrzał, który mu się przypatrywał zdala. Dopiéro, gdy na kilka kroków zbliżył się, poznał go Brochocki i podszedł ku niemu.
— A ciebie tu, hrabiątko nieszczęśliwe, co znowu przyniosło? — zawołał Dienheima zobaczywszy.
— Ciekawość — odparł Kuno, — ale mnie straże przed obozem za kołnierz ujęły, a papier z pieczęcią waszą despektu doznał.
— Co żołnierzowi do karty! — rozśmiał się rubasznie p. Andrzéj — mieli słuszność wielką, fałszywych i zdradliwych papierów na świecie więcéj niż ludzi. Ale cóż ty robić myślisz? Wszak ci nie wojować z nami?
Dienheim się zarumienił.
— To choć patrzéć na wojnę.
— I tego ci bodaj nie dadzą — odparł Sztumski dzierżawca, — chybabym cię tu komu w opiekę dał, bo cię smutny los spotkać może. Rycerstwo butne, a Niemca widoku niecierpi.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 162.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.