Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 166.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

heim — że od niéj nie łatwo się co dopytać. Dosyć, że żywa i zdrowa, na matkę tam oczekuje.
— Spodziewam się, że w domu zamknięta, spokojnie wojenny czas przesiedzi — rzekł ksiądz. — Teraz siostrze tylko Noskowéj radbym dał wiedziéć, aby łzy osuszyła. Lecz, że o posły trudno, choć królewscy gońcy chodzą i kursorowie, pono samemu o kiju z pacierzem przyjdzie się do Czerska wybierać.
Tak dobrą tą nowiną, która uradowała staruszka, dzień się skończył. Nazajutrz z nią poszedł do Brochockiego ks. Jan, aby go pożegnać, zamyślając istotnie pieszo ruszyć w drogę. P. Andrzéj téż do Sztumu wracać musiał, który mu król dał, aby się na zamku obwarować.
Dienheima dla języka nie mógł komu innemu zlecić p. Andrzéj jak Szlązakom. Było ich dosyć razem z Czechami, pod chorągwią Jaśka Sokoła, Czecha, ulubieńca królewskiego, rycerza prawego i człeka wybornego, do którego téż Dienheima zaprowadził opiekun.
Jaśko Sokół rycerz i wojak był z rzemiosła, stary, porąbany, zbity, bo mało miał kości całych w ciele, przez tyle przygód przechodził. W polu i harcu zimném męztwem celował, a wielką i sławną zręcznością; gdy zbroję zrzucił, łagodny był,