Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 185.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Przyszło drugie danie, potém i trzecie ze słodkiemi potrawy, i owoce domowe i obce, a wina téż nie skąpiono. Kiedy niekiedy z miską jaką w ręku, coś osobliwego zawierającą, albo Werderowa lub jedna z córek się zjawiała, a te oczyma przy stole siedzący jedli cmokając.
Panny były, prawda, rąk potężnych, kształtów dużych, rozrosłe silnie, ale świeże jak krew z mlékiem, a śmiejąc się, pokazywały rzędy zębów białych, jak perły w malinowéj ust oprawie. Przytomność ich rozweselała dziwnie rycerstwo.
Trwała biesiada do mroku niemal, lecz w ostatku już przy dzbanach tylko; trzy obrusy zdjęto z trzema daniami, ostatni, który został, szyty był misternie i najpiękniejszy. Na nim misy z migdałami, figami, rodzenkami i orzechy, z cukrem w kawałkach małych, imbirem i innemi łakociami, stały już tylko obok dzbanów i flasz. Rozweselone umysły odzywały się śmiechy i śpiewami.
Kasztelan zjadł i napił się tak obficie, iż trochę czuł potrzebę drzémki, ale ta go nigdy na długo nie napadała. Kilka razy oczy zmrużyć, dosyć mu było.
W drugiéj izbie siedziały panie, a była obszerna téż i do niéj wnijść nikt nie bronił. Więc młodsi radzi tam byli zajrzéć, do trzech panien