Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 215.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

gim na ucho, że już odciągnąć postanowiono, daléj mówiono o tém półgłosem, a w godzin kilka głośno ten i ów tłómoki i sakwy gotował i na Żuławy, gdzie się konie pasły, posyłał po swoje. Wnet wieść na zamek dobiegła: Plauen uczuł się ocalonym.
Dziewiętnastego września podpalono z rana obozy, na mury wybiegło co żyło patrzéć: dymy te zapowiadały wyswobodzenie. Zwijano namioty, chorągwie się ściągały, król smutny wyszedł z namiotu.
Przyprowadzono mu ulubionego jego konia cisawego, na którym pod Grunwaldem siedział. Cisawy obejrzał się, jakby króla chciał pożegnać; zarżał, nogą kopać począł: upadł i zdechł.
Wypadek ten na wszystkich niemiłe, na królu zabobonnym najprzykrzejsze wywarł wrażenie. Był to jeszcze dzień piątkowy, dzień żałobny; omało to nie powstrzymało go od podróży, lecz rycerstwo otaczające siedziało już na koniach. Jędrzej z Tęczyna wnet drugiego wierzchowca królewskiego podprowadzić kazał; wstydził się Jagiełło okazać małoduszność, siadł więc i wojsko w cichości ze sromem niemal ruszyło.
Połowa jego przynajmniéj szła posłuszna, mimo serca i woli. Widok tych chorągwi wcale był