Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 224.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

do izby i siadła naprzeciw Jaśka, który z matki przeniósł wzrok na córkę.
Wtém misy zaczęto przynosić.
Żołnierz się zdumiał srebrom, puharom i dostatkowi, choć wszystko to gasło przy blasku oczów matki i córki. Wkrótce jednak Ofka odciągnęła go od niéj zupełnie; po drugim kubku wina Sokoł dopominał się całować białe ręce. Dano mu jednę, a była tak drżącą z gniewu, iż mogła się wydać drżącą jakiémś uczuciem inném.
Z izby, w któréj jedli, po kilku schodkach było wnijście do wystawki oszklonéj, wiszącéj nad ulicą. Stały tam ławy dokoła, z których otwarłszy okna, wygodnie patrzéć było można w ulicę.
Od stołu, przy którym goście jedli, nie można było dojrzéć wnętrza, tylko jeden Kuno siedział tak w rogu, iż oko jego głębiéj sięgało. Nagle Ofka zaczęła się bardzo krzątać około kubków i wina.
Jaśko chwalił sekt przedziwny.
— A! nie będzie on smaczny, aż ja go wam z cukrem i korzeniami przyprawię — zawołała wstając.
Kuno drgnął: dziewczę nie zważało na niego. Pobiegło po schodkach na wystawkę i Dienheim