Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 229.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Odskoczył Jagiełło na krok, nadbiegli drudzy ratować: podniesionio z ziemi. Sądzono zrazu, że zbyt sobie podochocił, lecz biédny Sokoł jęczał skarżąc się na boleści wielkie, a że nie posądzał nikogo, na rybę któréj wiele zjadł to zrzucał.
Rycerstwu zaraz przypomniała się choroba pana z Granowa, poczęli go pytać kędy jadł. Wskazał na dom. Nic już nie powiedziano mu, lecz wszczęły się szepty i spojrzenia złowrogie ku oknom.
Kuno stał nieco opodal osłupiały.
Gdy cały lud toczył się już ku brzegowi rzeki, za królem, Jaśka na rękach wzięto do gospody. Kuno już za nim iść nie śmiał. Spojrzał w okna kamienicy Noskowéj: nikogo w nich nie było.
Płochy i nie wiele myślący chłopak, pierwszy raz w życiu surowiéj pomyślał o ludziach, o świecie i o kobiecie. To co widział, przeraziło go; uczuł wstręt i trwogę razem do téj, ku któréj go ciągnęła namiętność. Jak pijany zawrócił się parę razy po rynku.
Kilku mieszczan, których znał, obstąpiło go.
— Ta przygoda ze starostą Radzyńskim niemiła, na miasto gotowa ściągnąć złą famę. Poszalały baby! — rzekł jeden.