Z obu stron ci sami to byli rycerze w większéj części, co z sobą pod Grunwaldem się ściérali, ale tego dnia szczególny charakter przybrała walka. Szyki się nie zmieszały, ludzie nie rozpierzchli; każdy niemal z jednym się bił i łamał, jakby jego tylko na rękę wyzwał. Kto kopiję skruszył, a resztę jéj na hełmie przeciwnika połamał, rzucił ją, a brał się do miecza i młota i kuć zaczęli wszyscy, że tylko brzęk i jęk słychać było i nawoływanie, bo łajano się téż i krzyczano nieustannie, Kto swojego powalił o ziemię, albo z kim koń padł, znalazł się zaraz świéży w miejscu jego zastępca.
Po pierwszém starciu Brochocki krzyknął do Naszana Toporczyka:
— Gorąco będzie!
Jakoż długo nie można było wcale odgadnąć, na czyją się stronę szala pochyli. Niemcy stali mocno i bili się dzielnie. Pierwszy szereg tak był dobrany, że go złamać silono się napróżno. Tylko kto w nim, albo z koniem, lub z konia się obalił, ten się już nie podniósł, bo zbyt ciężkie zbroje o swéj sile wstać nie dawały, a swoje i nieprzyjacielskie konie tratowały leżących.
Trzeba było widziéć, gdy się po dwóch ścierali najdzielniejsi, jak przyłbice brzęczały i hełmy
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 250.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.