Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 251.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

trzaskały, jak dziurawiły się tarcze i pękały miecze.
Trwał ten bój tak długo, a tak zacięty i nierozstrzygniony, iż w jednéj chwili wszyscy znużeni, poczęli wołać o rozejm z obu stron.
Rozstąpili się, nie daléj jak na kilkadziesiąt kroków, a widok był osobliwszy, gdy to wszystko pozsiadało z koni i na ziemię popadało.
— A co! — wołał z szeregu Niedźwiedź do Krzyżaka naprzeciw — pomacaj zbroi, masz na niéj odemnie pamiątkę.
— A weźcie-no hełm swój i opatrzcie — odpowiadał z przeciwnéj strony — tam téż pono na żelazie blizna, jeśli przez nie do głowy nie przeszła.
— Głowa cała! — śmiał się Niedźwiedź.
Tak samo Brochocki z drugim rozmawiał, inni téż ze swymi, tak że i śmiechy było słychać i patrzący zdala myśléć mógł, że jedno wojsko i przyjaciele się zabawiają.
Poodciągano na bok rannych i odniesiono za szeregi, pachołkom kazano konie sprzątnąć, a po pół godzinie siedli wszyscy znowu, z okrzykami i odgróżkami. Ustawiły się szeregi, zanucono pieśń. Rzuciły się na siebie dwa wojska jeszcze zajadléj, lecz z tym samym, co pierwéj skutkiem.