Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 265.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zajeżdżać do kamienicy pani Noskowéj, aby się odziać przystojniéj i przyjść w lepszą porę, zbyt bowiem było rano. Zawróciwszy do gospody pod Konia, że naówczas nigdzie osobnych izb dla podróżnych nie było, musiał razem z innymi pójść do halli na dole, gdzie i gwar był i tłok znaczny. Jedni wstawali z posłania na ziemi, odziewali się drudzy, golił balwierz w pośrodku, przy wielkiém ognisku grzali się zziębli, a dziewki zaczepiane przez wesołych nocleżan, gotowały i piekły co było potrzeba.
Gospoda była niemiła i niespokojna, ale innéj naówczas podróżny nie znalazł. Posłańcy, kursory, handlarze, woźnice, kilku zaciążnych żołnierzy: wszystko w kupie gwarzyło tu, łajało, krzyczało, a nie rzadko się kłóciło i do nożów porywało. Znalazł sobie przecie kątek Dienheim, gdzie mógł sakwy swe rozwiązać i odzież zrzucić. Służąca mu przyniosła kubek grzanego wina, którego zażądał, a spojrzawszy w oczy i wziąwszy się w bok, zapytała, czy nie do Noskowéj przyjechał?
Kuno poznał w niéj sługę, którą tam widywał, ale chcąc ją wypytać, słowa nie mógł dobyć: poszła do garnków ramionami ruszając.
Zostawiwszy więc konie i przystojnie się odziaw-