Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 274.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

w szpitalu; lecz teraz już była zdrową i około rannych chodziła jak przedtém.
Chociaż Hentsch wiedział, że go Ofka znieść nie mogła, poszedł jednak probując, czy mu się nie uda zasięgnąć lepszéj wiadomości, z którąby powrócił do matki.
Nie łatwo mu przyszło do szpitala się wprosić, a trudniéj jeszcze mówić z Siostrą Magdaleną, gdyż to imię w zakonie przybrała Ofka. Do celi jéj przy szpitalu wszedłszy, gdy go poznała, myślał, iż go natychmiast wypędzi.
Zmienioną ją znalazł, ale nie lepszą jak była.
— Czego wy chcecie odemnie? — zawołała.
— Przychodzę od matki.
— Ja nie mam matki — odparła Ofka.
— Nie ze złém przecież do was idę, ale żebym jéj przyniósł wiadomość.
— Jaką wiadomość? — podchwyciła — że mnie zbójca pochwycił, aby mi wstyd uczynił, żem mu się potrafiła wyrwać, powrócić? cóż więcéj? niemam wam powiedziéć nic.
I odwróciła się od niego.
Hentsch znalazł ją mizerną, zbladłą i gniewliwszą niż bywała; wielka jéj piękność znikła prawie: zostały tylko ślady jakby ogniem jakimś