Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 278.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

gałęźmi, starczyła do uprawy. Około chaty i dworu mały ogródek karmił warzywem i owocem. W odległych zakątach kraju lud jeszcze nawpół był dziki.
Ci co już chodzili modlić się do kościołów, pokryjomu jeszcze w lasach pod dębami stare obchodzili święta i bili ofiary na rozdrożach, a kościół nie mogąc wykorzenić pamiątek staréj wiary, nowe do nich przywiązywał znaczenie. Drogi po kraju stanowiły rzeki, i wyjeżdżone, a wydeptane ścieżyny, które deszcz wymywał.
Im daléj od miast i ognisk życia, do których nowy, obcy osadnik przybywał, gdzie się zbieg chronił, tém ciszéj było i puściéj.
Dwa i trzy dni drogi po niektórych okolicach zrobić było można, nie spotkawszy ani żadnéj wsi, ani chaty. Obozowano po lasach, nocowano przy ogniskach, węgle i doły znaczyły dla przyszłych podróżnych miejsca spoczynku, w których blizkości wodę znaleźć było można i leśne dla koni wypasy.
Inaczéj téż wyglądały naówczas dwór i osady szlacheckie, niżeli w późniejszych wiekach. Brochocice pana Andrzeja, w których żonę i dziatki zostawił, leżały także wśród wielkich lasów, obejmujących je dokoła.