Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 303.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

biego, a on na nią zbyt często patrzał, i że po kątach z sobą szeptali.
Starosta ramionami ruszył, przecząc, aby co podobnego na myśl przyjść mogło dziewczęciu i gościowi.
Ciągnęło się tak znowu, tylko Starosta pilniéj na dziecko uważał, a zachmurzył się dostrzegłszy, iż w istocie cóś było. Nie rzekł nic, ale pomyślał, że gdy Kuno jechać zechce, wstrzymywać go nie będzie.
Pół-żartem, pół na prawdę wszczęła się u komina rozmowa o różnych małżeństwach. Stała i Ofka za krzesełkiem jéjmości i słuchała.
Starosta głośno i dobitnie rzekł, że córki-by nie dał nikomu, choćby królewiczem był, tylko własnemu rodakowi: obcemu za nic.
Nie spostrzegli jak dziewczę i hrabia ukradkiem ku sobie spojrzeli i rozmowa przerwaną została.
Pochmurniał Kuno, przy wieczerzy był milczący, o wyjeździe coś począł, nie proszono go już — i to coś znaczyć miało. Poczęto więc nazajutrz do podróży się sposobić.
Starościna spostrzegła nazajutrz na oczach córki ślady łez wodą zimną zamytych; dziewczę się