Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 014.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

łacno sobie radził pięścią i kijem. Ani krzyknąć było wolno obitemu, kiedy go pan chłostał. A roiło się temi pańskiemi płaszczami białemi dokoła zamku, bo z różnych stron do nowego mistrza przybywali posłańcy, i rycerze, i komturowie konwentów, i miejskie gromady, i książęcy posłowie, i goście niemieccy z nad Renu, z Szwabii, Frankonii, Luzacyi, Saksonii, Bawaryi i całego germańskiego mrowiska.
Ale dla wszystkich było dosyć miejsca na zamkach, w górnym i średnim i po wszech tych gmachach piętrzących się na górze, nie licząc lochów i podziemi drugie tyle, w których téż nie jeden gość się mieścił pod kłodą.
I nigdy oddawna nie było na Malborgskim zamku tak ludno, bo nikomu tajno nie było, że się na wojnę zabierało. Jagiełło upominał się ziemi Dobrzyńskiéj, a Witold Żmudzi, i choć Witolda Zakon prawie był pewien, przecież tyle razy się na nim zawiódł, iż ostrożność zachować musiano; choć Krzyżacy mieli wszech książąt niemieckich pomoc i zasiłki kupione i obiecane; choć króla Zygmunta téż zapłacić przyrzekli; choć król polski i brat jego sami niemal stali przeciw nim, nikogo z sobą nie mając: trzeba było sposobić się by ich pokonać, z niemałym trudem i zachodem.