Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 036.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kapłan—proszę o pozwolenie bym na spoczynek mógł odejść.
Chciał się z ławy wysunąć, gdy sąsiad go po ramieniu ręką uderzył: stary zachwiał się i usiadł.
— Czekaj, Ojcze wielebny—dodał śmiejąc się—nim pójdziecie ztąd, musicie miéć z kimś chwilę rozmowy...
Szyderski uśmiech słowom tym towarzyszył. Staruszek nie odpowiadając nic, pozostał w miejscu: oczy wszystkich zwrócone były na niego. Spozierali niektórzy na drzwi, gdy te się otwarły, a w nich dwóch ukazało się knechtów z halabardami w rękach.
Siedzący obok księdza, uśmiechając się, wskazał starcowi na nich.
— Pójdziecie z nimi—rzekł, klepiąc go po ramieniu—a nie zapomnijcie co ciekawego powiedziéć o królu Jagielle.
Szpitalny braciszek zobaczywszy knechtów Wielkiego Mistrza, pobladł nieco, popatrzył na księdza, który już kija postawionego w kącie szukał, i wysunął się z refektarza.
Kulejąc szedł w milczeniu staruszek, pomiędzy knechtami przez podwórze, nazad do średniego zamku, gdzie były izby dostojnych rycerzy i kapituły zakonu. U ganku wchodowego przez pa-