Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 055.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ten Zakon, który ocalić chcecie, plamę na białym płaszczu miéć będzie.
— Sprawiemy mu płaszcze nowe—zawołał Merheim szydersko.
Wyciągnął ręce obie ku Ulrykowi, który się ku sypialni cofał, i na progu stanął zamyślony.
— Byliście kiedy na łowach?—zapytał powoli.
— Jakto?
— Bywaliście na łowach?—ciągnął Mistrz.—trafia się często na nich, że niedźwiedź człeka weźmie pod siebie, nadbiegną strzelcy ratować, pali niezręczny obrońca, lub puszcza pocisk i ubija człowieka miasto niedźwiedzia. Bracie mój, bodajeście owym kusznikiem nie byli.
— Gdybym nim był — chłodno rzekł podskarbi—nie strzelałbym, a na swe miejsce zręczniejszego posłał.
— Stoicie przy swojém?—spytał Ulryk.
— Z żelazną wolą.
— Macież owe narzędzia, których użyć chcecie, w gotowości?
Merheim pokorną przybrał postawę.
— Znajdą się — rzekł cicho.
— Jakto? i... niewiasta?
— Choćby i niewiasta—przełknął, błyskając oczyma podskarbi.