Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 069.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czego chcecie odemnie? — odezwał się wreszcie — dlaczego podejrzéwacie kapłana i starca? Oto wizerunek Zbawiciela, na niego wam przysiądz mogę, że jestem niewinnym. Niczyim szpiegiem nie byłem, nikt mnie nie słał, z modlitwą szedłem tylko.
Sędziowie spoglądali po sobie.
— Na kim podejrzenie ciąży, iż źle czyni, ten i źle przysiądz może — odezwał się stary sędzia. — Zaklinam was, mówcie prawdę, a nie zmuszajcie nas do tego, co was na ciele, a nas na duszy boléć będzie.
Ręką wskazał na niższą salę. Kapłan zwrócił oczy na nią powoli, lecz nie zdawał się ulękniony: wlepił je w ludzi i narzędzia męczarni długo.
Pachołkowie ruszyli się nieco, żelazo jakby dla postrachu zatrzeszczało; starszy z nich wyjął sztabę rozpaloną z ognia i rzucił ją na kamienie, aż iskrami wkoło sypnęła. Milczeli wszyscy.
— Mówcie — rzekł sędzia.
— Nic do powiedzenia na moją obronę nie mam.
Sędzia ręką skinął ku pachołkom i ruszyli się po schodkach ku górnéj sali, jak gdyby zabiérając się do staruszka przystąpić: on stał nieruchomy.
Podskarbi się podniósł z ławy.