Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 081.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Sama pani Barbara mogła miéć naówczas lat do czterdziestu, ale gdy w złocistém czółku naszywaném perłami, w bindach i manelach, w półszubku z popielic lub kun szła do kościoła, niktby jéj więcéj nad trzydzieści nie dał, tak wyglądała świéżo i powabnie. Trochę otyłości nic jéj nie wadziło, bo białą była jak alabaster, a rumianą jak róża, i z twarzy nawet świeży puszek młodości zdawał się jeszcze nie starty. Ząbki jak perełki, nosek maluśki, trochę zadarty, włos złotawy bujny, rączka pulchna biała, czyniły ją dziwnie powabną dla męzkiego oka. Gdy przez rynek szła, od najmłodszego do najstarszego wszyscy ją oczyma gonili. A choć była tylko kupcową i mieszczanką, nosiła się górą gdyby wielka pani, z głową podniesioną, wejrzeniem śmiałém i nie dała się lada komu zbić z tropu, bo i w głowie nie źle było.
Nie śmiał jéj nikt nawet dopytywać gdzie i za kim była? i dlaczego się wdową zwała? choć tego męża nikt nie zapamiętał, ani mógł co o nim powiedziéć. Zapewne i ten nieboszczyk musiał u ludzi mieć zachowanie, które żona wzięła w spadku, bo się wysokiemi protekcyami cieszyła; poważali ją wszyscy: nikt zadrasnąć nie śmiał.
Raz przed laty dziesiątkiem, gdy niejaki Szpot, sąsiad jéj o mur, prowadził się był z panią