Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 141.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

więcéj niż ktokolwiek życzyli lub walnego zwycięztwa, coby nieprzyjaciela na wieki złamało, albo uniknienia wojny, za którą pomstą straszną grożono.
— Idziemy więc na tę wojnę — szeptał Jagiełło — niechętni, przymuszeni, bo pokoju sprawiedliwego nie chcą i nie dadzą; idziemy w Bogu ufając i w dobroci naszéj sprawy.
Westchnął, a księżna powtórzyła za nim to westchnienie.
— Zawsze wojna jest nieszczęściem — odpowiedziała — cóż dopiéro z takim nieprzyjacielem, który ma stu jawnych, a dwustu potajemnych sprzymierzeńców i przyjaciół, i tysiące kunsztów nam nieznanych. Sami się Panem Bogiem zasłaniają!
— Wiem-ci ja co ta wojna znaczy — rzekł Jagiełło — albo trzeba ich wywieść precz, lub głową nałożyć. Nie chciałem jéj i nie chcę. Czemuż nie przyjmą słusznych warunków? Ja tylko tego co nasze pragnę... Któż wié, ażali gdy panowie węgierscy nadejdą, nie ułoży się coś i daj Boże, aby się ułożyło, jeśli jeszcze czas po temu. Ale cóż słychać z tamtéj strony? co od nich?
— Właśnie mi wieści kobiety te z Torunia przywiozły, uciekając i szukając schronienia przed wojną.