Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 172.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tam może! — rzekł — to dzicz, ale chciwa łupu i mnoga, a tu — odwrócił się w lewo ku rycerstwu polskiemu, którego zbroje świeciły na słońcu — i serca, wierzajcie mi, są, i koncerze i zbroje.
Dziwna ta rozmowa pacholęcia, któremu się coraz baczniéj przypatrywał Gersdorf, byłaby się dłużéj przeciągnęła, gdy na wzgórze nadbiegli ludzie z pocztu Brochockiego i otoczyli Szlązaka i Teodora.
— Tam — rzekł jeden — szukają was, Miłościwy panie, na obiad do króla, do którego i panowie Węgrowie proszeni.
— A traktowanie? — spytał Gersdorf.
— W wojsku słychać, że król je kilku słowy odprawił; więcéj nic nie chce jak zwrotu ziemi Dobrzyńskiéj i Żmudzi, a za ubytki co Zygmunt przysądzi.
Zamilkł Gersdorf, skinął swojemu towarzyszowi ręką i począł schodzić ku namiotom królewskim.
Młodzież na wzgórzu pozostała, ciesząc się wojsk widokiem, w których ruch wielki panował. Szczególniéj na prawém skrzydle u Witolda kręcili się ludzie, bo ich ze zmieszanych kup dobiérano i ustawiano w szeregi, dzielniejszych na przo-