Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 175.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Najjaśniejszy Panie! — ozwał się wreszcie, skłaniając głowę przed Jagiełłą — widzimy już jak wielka jest twoja potęga, i że jéj się lekceważyć nie godzi; niechże ona ku chwale krzyża obróconą będzie, a nie przeciwko niemu! Godziż się ją słać na Zakon Chrystusowy?
— A godziż się Zakonowi Chrystusowemu zabiérać cudze ziemie? — odparł król krótko. — Jam człowiek prosty, ale mi codzień kapłani Ewangelią czytają; nigdzie w niéj nie znalazłem, aby Zbawiciel nietylko nakazywał, ale dozwalał najeżdżać spokojne kraje i krew niewinną rozlewać.
Zamilkł Gersdorf i inni. Słońce zapadające już jaskrawo oświecało najwspanialszy widok, który raz w ciągu wieków ziemia ogląda. W milczeniu uroczystém stał król posępny niemal.
Pomimo własnéj jego potęgi, tajemnicza, nieobliczona Krzyżaków moc, trwożyła go jeszcze. Nie wierzył sobie, w świeżo nawróconém sercu budziła się trwoga, aby Bóg chrześcian nie mścił się za tych, co się zwali dziećmi Jego.
Długo trwało wojska ciągnienie, aż znużony król, i dwór i posłowie, poczęli schodzić ku namiotom.
Był to dzień niedzielny i w kaplicach na nie-