Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 184.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ruzalem relikwiach wielkich, które im zapewniać miały zwycięztwo.
W wieku tak wiary pełnym, przerażała więcéj ta siła nieobliczona, ta niebieska potęga, niż tysiące zbrojnego ludu. Jagiełło dumał posępnie, ale nie czas było się cofać, ani wahać.
Pokój był niemożliwy i sromotny, należało zginąć, lecz trzeba było walczyć. Witold, który Krzyżaków znał dobrze, dodawał serca.
Następnego rana do namiotu pańskiego zwołano radę. Komu nad tym ludem, jakiego te ziemie nie widziały, dać dowództwo? Słynęli naówczas Czesi i Morawianie z umiejętnego ciągnienia i zakładania obozów, król niemal pragnął oddać jednemu z nich dowództwo naczelne.
Słońce wschodziło, gdy z namiotów swych wpół zbrojach poszli na zawołanie przedniejsi panowie, a na czele ich książe Witold najdzielniejszy i najwprawniejszy ze wszystkich w wojnie z Krzyżakami, z którymi to się bił, to przyjaźnił od dzieciństwa.
Lecz Witold do rady i do zarządzania takim ludem nie chciał się jąć: miał dosyć, by swoich utrzymać i nimi dowodzić. Szedł tedy za księciem Zyndram Maszkowski, miecznik krakowski, człek mały, szpakowaciejący, silny i bystrego wej-