Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 230.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rzekł w końcu — ich zachodów za złe miéć nie będziecie, bośmy się nie o co innego, tylko o pieniądz starali, o Zakon nam wcale nie szło i nie idzie, ani go tak bardzo kochamy.
Wysłuchawszy téj mowy król, począł pytać Frycza o to co widział w obozie.
— Połowy tego ludu nie mają co Wy, N. Panie — rzekł Szlązak — wiele po zamkach rozproszyć musieli.
— A ducha jakiego są? — pytał król.
— Nigdy go oni nie mienią — mówił Frycz — zawsze u nich jeden: pychą żyją i pychą zginą.
— Amen! — dodał Jagiełło — bodaj tak było jak mówicie.
— Że tak będzie pewniśmy wszyscy, bo kto zbyt sobie ufa i szczęściu swojemu, zawsze zawiedziony bywa.
Po krótkiéj rozmowie, obdarzonego sowicie, bo Jagiełło do rozrzutności był wspaniałym, odprawił król żegnając do jutra.
Frycza zaraz przejął marszałek i znowu go ugaszczał, czuwając nad tém, żeby się z listem nie wygadał. Nazajutrz rano znowu go król powołał, nie z własnéj myśli, ale podkanclerzy i Witold poddali, ażeby jeszcze z Fryczem mówił, coby życzył, aby Zygmuntowi doniesioném zostało.