Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 265.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! bracie Albrechcie — przerwał chmurząc się Schwelborn — dość tego, dosyć: twoje kazanie słyszymy oddawna przy każdéj okoliczności. Gdy nieprzyjaciel na karku, nie czas się spowiadać i zabiérać do pokuty: rąbać trzeba.
— A bez pokuty ręka ci uschnie — odparł Hoym — bez miłości Chrystusa miecza nie dźwigniesz, nienawiść nie starczy, nienawiść nie da zwycięztwa.
Niektórzy się uśmiechali, inni patrzyli z politowaniem: Mistrz zdawał się nierad, że wywołał próżne słowa.
— Ale w czémże znajdujecie złamaną regułę? — zapytał.
— Zadługoby było wyliczać — odparł spokojnie stary wojak — od odzieży, jadła, mowy, aż do modlitwy, zmieniło się wszystko. Dawniéj do kobiety mówić nie było wolno, dziś z nią po całych dniach, a może i nocach zabawiać się, nikt za grzech nie ma; stół zakonny był prosty, dziś jest wykwintny; nie miał nikt własnego nic, habitu, grosza, rodowéj pieczęci, ani woli własnéj w niczém: dziś każdy nosi co mu się podoba, zbiéra, gromadzi, rozdaje, a żyje byle za mury się wybrał, jak świecki człowiek. Dlatego Zakon słabnie, pada i lada burza go obali.