Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 036.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— O! o! albo to co? — rozśmiał się Szwentas; — jak trzeba, to i na Litwę. Czy-m to ja tam nie bywał?
— Pójść trzeba, no, i cało powrócić! — dodał rycerz — na tém sztuka. Pójść, rozumnie co trzeba dobyć ludziom z zanadrza, a mnie przynieść.
Szwentas się uderzył w piersi za odpowiedź całą.
— Ale patrz! patrz, — mówił Bernard, — ty bestyo litewska, aby ci, na wolność puszczonemu, nie zasmakowało dzikie życie i dawny sprosny obyczaj, abyś mnie nie zdradził i Zakonu! dobył-bym cię z pod ziemi i jak psa obwiesił.
Cały się poruszył i poskoczył niemal parobek, słysząc tę przemowę. Grube dwie pięści podniósł do góry.
— Nie znacież wy mnie! — zawołał niemal gniewnie. — Albom to ja dla was tam nie chodził, nie raz, nie dwa, a dziesięć razy, szpiegując, podpatrując i donosząc wiernie? Albo to mnie co ta dzicz, te pogany? albo wy mojego życia nie wiecie, serca nie znacie? Przecież-em się ja wam sam oddał w ręce, aby się mścić na moich do żywota, póki duch w ciele. A toż mnie, powieszonego przez swoich, matka odcięła. Zabrali mi moją dziewczynę, spalili chatę, wszystko niesprawiedliwie. Oni mi ani bracia, ani krew moja, ale wrogi. Poto-m szedł służyć wam.
W łkaniu jakiémś słów mu nie stało i, uspokoiwszy się dopiéro, dokończył:
— Dokąd iść, ojczulku? Byle ich krew potém popłynęła, pójdę, o! pójdę!
Bernard się nie namyślał. Nachylił się do parobka:
— Pilleny wiecie? — spytał.
Chłop głową dał znak i brwiami, że je znał.
— Siedzi tam...
— Stara Reda, Kunigasowa żona — przerwał Szwentas — ta, któréj syna małém chłopięciem porwano i zabito. Baba zajadła za trzech srogich mężczyzn stanie. Tam wléźć, to jak w osie gniazdo wpaść, lub w mrowisku spać się położyć.
Bernard spojrzał.
— Nie chce ci się? — odparł.
Szwentas się rozśmiał, ruszając barkami szerokiemi.
— Ja się ni os nie boję, ani mi mrówki straszne — rzekł, — a od czego rozum? a na co Bóg dał chytrość?
I rękoma znak jakiś zrobił przed sobą.
— Do Pillen ci trzeba nie tylko pójść, — mówił rycerz, — ale i posiedziéć może. Reda musi po synu płakać; ma go może, jak ty, za zabitego; a co-by było, gdyby żył?
Szwentas począł się śmiać.
— Za żywego! o! o! dobry-by okup wziąć można! — rzekł, wahając gło-