Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 060.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.



IV.



Wzrok tych oczu niewieścich był straszny. Spotkawszy się z nim, Szwentas zadrżał... a nuż mu ona miała wszystkich z duszy dobyć tajemnic?
Reda, milcząc, od stóp do głów go rozpatrywała, jakby nie łatwo jéj było tego Swalgona, wróżbitę, w tym człowieku niepozornym, odrażającym, wynaléźć.
— Zkąd wy? jakeście się tu dostali? — zapytała Kunigasowa.
Swalgon trochę męztwa odzyskał. Przypomniał sobie, że zawsze najłatwiéj mu było żartem i śmiechem ludziom się obronić i ich otumanić.
Zmusił się do wesołéj twarzy i wykrzywił. Zgiął się, nizko kłaniając...
— Matko a pani! — rzekł — Jam to z tych biednych ludzi, których dewy od kolebki w świat pognali, aby nigdy nie mieli spoczynku. A na drogę mi dał Pramżu pieśń do torby i wróżbiarstwo, i bajkę, która jest od prawdy lepszą... Włóczę się tak po świecie... kąta nie mam... gdzie przysiądę, tam mi dom, a jutro trzeba o nim zapomniéć, nowego szukając.
Księżna patrzała i słuchała... Schrypły głos nie dobrze jéj grał w sercu — i posępne robiło się lice. Coś w nim się odzywało fałszywego.
— Po świecie toście pewnie dużo nazbierali do téj torby waszéj. Nie jednę tam Sekime macie... Napij się z kubka... i praw, co umiesz.
— E! matko a pani — odparł, kłaniając się, Szwentas — gdziebym ja bogatszy miał być od waszego dworu! Wszystkie baśni tu wyśpiewano i wygadano... ja-bym się wstydził z mojemi.
— A wróżyć umiész? — zapytała Reda.
Swalgon drgnął i zadumał się. Zdawał się, zatopiony w sobie, coś przypominać.
— Wróżyć? pani a matko! Wróżyć? — rzekł cicho i z obawą jakąś — albo to człek wróży kiedy? Ani Pultony , ani Wejony, ani Kannu Raugisy nie wróżą, ino Bogi przez nich. Tak i róg nie zagra, dopóki w niego nie zadmie