Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 068.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

co miał począć. Z torby dobył jadła, pokrzepił się, rozdumał i wstawszy pokierował się ku granicznemu Niemnowi.
Już tygodni kilka upłynęło od wyjścia jego z Malborga, a Bernard ani się téż z tak rychłym powrotem mógł go spodziewać, gdy jednego ranka, wedle obyczaju swego obchodząc wszystkie kąty, ujrzał Szwentasa, siedzącego na kamieniu pod stajniami.
Wiedząc, iż zaraz po powrocie powinien się był stawić do niego, Bernard stanął, na-pół zdumiony, pół gniewny.
Parobek nie okazywał pośpiechu żadnego w powitaniu i zdaniu sprawy; twarz miał jakąś ostygłą, nie dobrze wróżącą o tém, co przynosił.
Zamiast strofować go i pytać, Bernard stanął naprzeciw niego i oczy wlepił, jak dwa noże...
— Tylko-m co powrócił — zamruczał smutnie Szwentas.
Bernard znak mu dał, aby poszedł za nim. Do rozmowy w podwórcu miejsca nie było. Parobek szedł, lecz opieszale i powoli.
Gdy się drzwi celi zamknęły za nimi, odwrócił się Krzyżak szparko ku niemu.
— Coś zrobił?
— Nic — rzekł krótko Szwentas.
Wzgardliwe zapłaciło mu wejrzenie. Bernard, który swojego sługę znał z dawna, do mowy jego i twarzy był nawykły, znalazł w nim zmianę niewytłómaczoną; jak błyskawica przebiegła mu przez mózg myśl:
— Po tylu latach mógłże-by zdradzić??
— Mów! — zawołał.
Zwykle gadatliwy, Szwentas głowę tarł rękoma i zbierał się na odpowiedź długo.
— Byłem w Pillenach — rzekł. — Cóż? matka w życie syna nie wierzy! Zapomnieli!... nie wiem. Mówiłem, że on nie zabity może, że wieści chodzą.. śmieli się ze mnie.
— Byłeś w Pillenach? wpuścili cię do środka? — zawołał z ciekawością Krzyżak. — Gadaj, co wiész o tym stosie drzewa. Nasi tam na statkach podjeżdżali przypatrywać mu się od Niemna... bierwiona, słyszę, sosnowe, na kupę nawalone; byle ognia podłożyć, źwierza z nich wykurzymy.
Swalgon głową potrząsł.
— Żelazny chyba człek pod ten stos się podkradnie, — rzekł — bo nie łatwo doń dostąpić... a lada ogień tych ścian nie weźmie.
— Któż dowodzi na zamku? — przerwał Krzyżak.
Swalgon głowę zwiesił.
— Jest stary Walgutis — zamruczał — no, i Kunigasowa Reda.
— Tak, wdowa; ale co po niéj tam? — wtrącił Bernard.
— Co po niéj! — uśmiechnął się Swalgon. — Ona tam wodzem i wszystkiém...
Krzyżak śmiał się.