Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 069.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tyś zgłupiał — rzekł.
Szwentas zamilkł. Oba jakiś czas spoglądali ku sobie, nie odzywając się.
— Mów — począł Bernard — mów, co widziałeś?
Parobek, jakby zniecierpliwiony, odezwał się nagle z pośpiechem, zbywając od razu wszystkiego:
— Com widział? no! ściany grube, wały, ostrokoły, ludzi dość, siłę wielką. Niewiasta chodzi przy mieczu... a ma odwagę męzką. Dobrze, żem żywot ztamtąd wyniósł cały.
— I uląkłszy się, mówić i patrzéć nie śmiałeś — odezwał się Krzyżak. — Zestarzałeś na bydlę głupie, nic już z ciebie. Konie czyścić i gnój podmiatać.
Tyłem się do niego odwrócił.
Dobrze, że nie widział uśmiechu, który twarz parobka skrzywił. Szwentas nie odpowiedział nic.
Bernard napróżno jeszcze chciał coś dobyć z niego. Szwentas ponuro milczał, odpowiadając półsłowami. Jawną rzeczą było, że wyprawa mu się nie powiodła; a choć nie zdradził, bo powrócił — ten, dawniéj tak chytry i przebiegły szpieg, teraz z niczém przyszedł nazad.
Nie chciał go jednak Bernard zrażać łajaniem, dobyć tylko pragnął więcéj wieści o téj niebezpiecznéj podróży.
— Gdyś rozpowiadał, że dziecko jéj żyć może, — spytał — patrzałeś ty w twarz? mieniła się? zadrżała? poruszyła się?
— Nie wierzy! — odparł Szwentas.
Bernard się zadumał.
— Hm — rzekł — dowód-by się znalazł, ale tyś już do niczego.
Nie przeczył parobek; postał na progu i w końcu odprawiony mruczeniem gniewném, precz poszedł.
Wlokącego się ku stajniom, przygarbionego, znękanego Szwentasa, na drodze spotkał Sylwester Szpitalnik. Dla niego dość było najnędzniejszego z pachołków widziéć cierpiącym, aby go nie pominąć. Szwentas go nie postrzegł nawet, gdy uczuł uderzenie po plecach.
— Co ty się tak wleczesz, jakbyś dwie miary zboża dźwigał na barkach? — zawołał.
— Zmęczony jestem — zamruczał parobek — zmarzły... niezdrów.
— Od czego?
— Posyłali mnie — rzekł niechętnie Szwentas — zima naszła... nogi pobrzękły...
Poskrobał się w głowę.
Szpitalnik pilno mu się przypatrywał.
— No, to idź na jakie dwa dni do chorych; wydychasz drogę.
Szwentas rad był, ale bał się, co powie Bernard?
— Nie śmiem — mruknął.