Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 073.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kunigas...
Zbliżył się potém z poszanowaniem i szybko począł doń coś mówić po litewsku. Chłopak ciekawie, z upragnieniem przysłuchiwał się dźwiękom téj mowy, lecz w końcu głową potrząsnął i odparł mu po niemiecku:
— Ja téj mowy nie rozumiem.
Szwentas chwilę stał zdumiony, podumał i począł łamaną swą niemczyzną:
— Ty nie wiész? Jesteś Kunigas litewski, z nad Niemna! Ciebie oni dzieckiem pochwycili z rąk matki.
— Zkąd-że ty możesz wiedziéć o tém? — odparł Jerzy.
— Ja! Ja téż od niedawna wiem o tém — westchnął stary.
Jęk przerwał mu mowę; podparł głowę na ręku i potrząsał nią milczący.
— Czém ja był! Co się ze mną działo! — począł mruczéć, jakby sam do siebie. — I mnie na wojnie porwali oni, ale ja sam się im oddałem, bo mnie swoi powiesić chcieli, a jam się na nich mścić zapragnął. Ile lat! ile lat ja im niepoczciwie służył! i myślałem, że tak marnie szczeznę na ich barłogu... Co się to ze mną stało! A! książątko ty moje! gołąbku ty mój! czy ty uwierzysz, co ja ci powiem, kiedy ja sam sobie jeszcze nie wierzę. Co się stało? Tyle lat ja w sobie tę krew litewską dławił... próżno! Ot, niedawno... posłali mnie znowu na szpiegi, na Litwę... Poszedłem. A cóż? toż to było moje rzemiosło. Z pod koni gnój podmiatać i na rzeź im swoich oddawać... a co się ze mną stało?
Szedłem, na Litwę i dostałem się na zamek, na wielki... zawiedli mnie do Kunigasowéj na Pilleny.
Stałem, wypatrując po staremu, złoty mój chłopcze panie! Jak zaczęli śpiewać czarowne litewskie dajnos, jak zaczęli zawodzić... puściły mi się z oczu łzy, serce twarde zmiękło, z krzyżackiego sługi zrobił się znowu ten, co był za młodu. Posłali mnie dla siebie, a jam powrócił dla — swoich. Jedna pieśń czarowna to zrobiła. Sokole złoty mój, gdzie tam pieśń! to była woda odżywiająca, a jam się w niéj z brudu obmył... to była woda święta!
Mówił to, płacząc i jęcząc, z wyrazem takim, że Rymos, który się go obawiał i nie wierzył mu, uczuł się poruszonym mimowiedzy i z pod łóżka ciekawą wystawił głowę.
Szwentas go zobaczył i przestraszył się; lecz dość było kilku słów, wyrzeczonych po litewsku, aby parobek stary śmiać się począł. Mowa ta teraz na zmiękłe serce skutkowała cudownie. Wyciągnął ręce do chłopaka, zapomniawszy o Jerzym, i prędko, chciwie, po litewsku z nim mówić poczęli. Szwentas ściskał go i całował.
Jerzy, który był języka zapomniał i ledwie wyrazy niektóre przypomniał sobie, stał, spoglądając to na jednego, to na drugiego.
— To jest Kunigas! — mówił Szwentas — poznałem go po znamieniu ziarna grochu pod uchem lewém, na szyi.