Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 104.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

go na folwarku nie było. Zbiegł on w dzień biały, nie gdzieindziéj, jak do miasteczka.
Przez całą noc przemyślał nad tém, jakby się raz jeszcze z Baniutą zobaczyć, pożegnać ją i oznajmić, że, bądź co bądź, zabrać ją z sobą musi, gdy pora przyjdzie do ucieczki.
Wahał się aż prawie do białego dnia z wymknięciem się do Malborga; szarzało zaledwie, gdy, opończę prostą schwyciwszy, nie mogąc się wstrzymać już, za wrota wyskoczył. W mieście ruch się zaledwie poczynał, a w kuźniach i warsztatach a sklepikach ledwie się okiennice odmykały, gdy dobiegł do pierwszych domostw. Przesunąć się niepostrzeżonemu przez ulice i rynek, którym właśnie pobożni do kościoła na poranną mszę przechodzili, łatwiéj było, niż Baniutę w téj porze ze dworu na rozmowę wywołać.
Płaszcz, krojem i barwą okazujący, że do Zakonu należał, nieco mu przystęp ułatwiał; ale godzina była zbyt wczesna i wrota domu stały zaparte.
Szczęściem pobożna Gmunda otwarła je sama, wychodząc do kościoła, a Jerzy wcisnął się niepostrzeżony w dziedziniec. Tu wprawdzie u studni dziewcząt było kilka, które wodę czerpały i chusty przepierały, ale Baniuty nie znalazł. Ukryty za krzakiem bzu, czekał zniecierpliwiony długo, nim i ona ze dzbanem w ręku przybyła do studni.
Inne dziewczęta właśnie powróciły do dworu i Jerzy znak jéj dał, aby się zbliżyła na rozmowę. Baniuta, w téj porze niezwykłéj zobaczywszy go, przelękła pobiegła ku niemu.
Twarz biednego Kunigasa zdradzała niepokój i trwogę.
— Baniu! — zawołał — ja muszę na Zamek... dziś, zaraz! Nie mogę tam wrócić, nie zobaczywszy ciebie.
Trzymał ją, pochwyciwszy za rękę.
— Zamkną cię? — zapytała.
— Ale wyrwę się im i uciekać muszę. Bądź gotową! nie pójdę bez ciebie, nie porzucę cię w ich szponach.
Baniucie się oczki zaśmiały.
— Pamiętaj, Kunigasie! — rzekła cicho — a śpiesz się! Inaczéj przyjdziesz za późno i tylko trupa mojego znajdziesz gdzieś pod płotem. Oni mnie zgubić chcą; codzień muszę się obraniać siłą i chytrością, a w końcu obojga nie stanie. Gdy zabraknie ich... mam trut-ziele, abym wstydu nie przeżyła.
Słuchając, Jerzy dyszał gniewem okrutnym i ręce jego, zapomniawszy się, dłoń dziewczęcia tak ściskały, jakby ją chciały zgnieść na miazgę. Baniuta z bólu pobladła...
Kunigas postrzegł teraz dopiero, że ukochaną męczył, choć usteczka jéj jeszcze mu się uśmiechały. Puścił zbolałą rękę jéj i, przyskoczywszy do milczącéj dziewczyny, objął ją za szyję. Obie jéj ręce zawisły na jego ramionach i gorące oddechy zlały się w pierwszym pocałunku...