Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 138.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie śmieli jéj śpiewać pełnémi głosy i piersią całą, bo las-by był zatrząsł się i odbiły echa dalekie... popłynęła jak strumień cichy i spokojny a smutny... Jerzy jéj nie rozumiał, ale mu brzmiała czémś tajemniczém, wielkiém, dobytém z prochu wieków...
Hymny i psalmy, które on słyszał po kościołach, były dziełami natchnionych ludzi, wieszczów świętych, a ta pieśń nie miała ojca, ani matki. Ojcem jéj był lud cały, matką jéj były wieki. Rosła, po słowie, po wierszu, przybierając od każdego pokolenia, aby przyszłym być po praojcach i prawiekach spuścizną.
Kunigas nie wiedział o tém, ale coś w duszy mówiło mu, że śpiewu tego nie stworzył człowiek, tylko... lud. W piersi jego poruszał śpiące wspomnienia krwi staréj o pradziadach, od których wypłynęła.
Jerzy słów nie chwytał, a śpiew ten do słońca, zdawało mu się, że rozumiał...
Z za czarnego muru lasów, z za wałów chmur sinych, w téj chwili właśnie dobyło się Lajma-Saułe i dąb święty stanął cały w złotych promieniach.