Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 145.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Konis popatrzał dokoła, poszeptał coś Wurszajtom, oczyma poszukał Kunigasa, którego trzymano przy ogrodzeniu, i poszedł ku niemu.
— Nie sprzeciwiajcie się woli bogów, — rzekł cicho. — Źle-byście poczęli... dziewcząt znajdziecie dosyć; a kto Wejdalotki dotknie, choćby stokroć Kunigasem był, śmierć go czeka...
— Ależ ona Wejdalotką nie jest i nie będzie, bo jest narzeczoną moją — odparł Jerzy dumnie. — Gdym ją zaswatał w lesie, prowadząc, przy świadkach którzy tu są, całowałem ją w usta, więc pocałunkiem ślubowaliśmy sobie...
— Nie — odparł Konis stanowczo. — Wesela nie było... a ona Wejdalotką zostanie.
Wyzywającém wejrzeniem zmierzyli się, i Konis odszedł, nie chcąc przedłużać rozmowy.
Rozpłakaną Jargałę starsze baby podniosły z ziemi i poprowadziły gwałtem za zagrodę.
Tu ją usadowiły na ziemi. Stara Marga pochyliła się nad nią i do ucha szeptać zaczęła:
— Czego płaczesz? oszalałaś! A toż szczęście ją spotkało... Wielka rzecz, że męża miéć niebędzie, ale i troski téż! cóż to za dola małżeństwo? Kądziel, garnki, wiadra, pranie... w polu praca, w domu łajanie... Świekra zła, mąż niewierny...
Ona tu we wszystko będzie opływać! W złoto ją oprawią!... Cichoż, stara, cicho...
Inne téż pocieszały i wmawiały, ale nadaremnie — stara płakała.
Kunigas burzył się cały i odzienie targał na sobie; oczyma szukał Szwentasa... nie było go blizko... Z dawnego życia przyszedł mu rozum wyuczony... Zmiarkował, iż potrzeba było spokój udawać i gniew schować w piersi głęboko. Jak u Krzyżaków kłamać się nauczył i milczéć, tak tu przybrał obojętną minę...
Na ziemi siadł, a Rymosa posłał, aby mu chleba przyniósł i miodu... Taką sobie twarz zrobił, jakby mu się już tylko jeść chciało, patrzéć, słuchać, a o niczém więcéj nie myślał.
Z za zagrody, przez szparę, przypatrywał mu się Konis bacznie, długo dosyć; a przekonawszy się, że gniewy już odeszły i chłopak ostygł całkiem, zwolna przystąpił do niego.
Su Diewu negali bartis — rzekł mu po cichu — (z panem Bogiem nie żartować), dobrze, że rozum macie. Nie wiem, jak tam u Niemców, ale u nas jeszcze Krewe i Krewule są bogów posłańcami i tłómaczami woli ich na ziemi. Sprzeciwiać się im nie godzi...
Jerzy spoglądał, nic już nie odpowiadając... przyniesiono mu jadło i napitek, a choć głodu nie czuł, udał, że mu do nich pilno było, aby się zbyć Konisa.
Wejdalota téż, kilką słów jeszcze dorzuciwszy, zakończył: Diews wislab iszlaiko (Bóg wszystko do końca prowadzi), — i poszedł.