Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 150.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

stwo tém większe, rozpaczliwe. Nie szło już o Baniutę, lecz o to, by Wejdalota przemocy Kunigasów uledz nie był zmuszony.
Witano Kunigasową Redę... z względnością wielką, a stary Krewule wprost, poprzedzając ją, poprowadził do ognia świętego. Tu zwyczajem było, że książęce niewiasty z rąk Wejdalotek wziąwszy przygotowane drzewo, same miały prawo dorzucać je do ogniska. Przywiléj to był wielki a łaska, która szczęście i błogosławieństwo przynosić miała. W takich razach Kunigasowe zwykle do suchych szczapek, które im podawano, dokładały jakąś ofiarę dla ognia: kosztowną bryłę bursztynu, srebro lub złoto.
Stopiony kruszec, z popiołów dobyty, szedł do skarbca Perkunasowego.
Za Redą, która szła dumna i zamyślona w ślad Krewuli, stąpał z głową spuszczoną Jerzy. Kunigasowa, zbliżając się do ołtarza, z torebki wiszącéj u pasa dobyła garść srebrnych pieniążków... i gdy starsza Wejdalotka podała jéj drzazgi, które na ognisko rzucone być miały, cisnęła z niemi razem, z brzękiem na rozpalone kamienie padające, pieniądze.
Oko Redy, która już od Szwentasa w drodze o Baniucie słyszała, ciekawie szukało między Wejdalotkami, których gromadka stała we wrotach osobnej zagrody, téj, o  któréj parobek jéj opowiadał. Domyślała się nieznanéj dziewczyny w różnych, lecz Baniuty tu nie było. Jerzy także szukał jéj oczyma napróżno.
Szwentas mówił Redzie z wielkim zapałem o ślicznéj dzieweczce, o męztwie, jakiego dowody dała w podróży, o niezmiernym żalu Jerzego po téj, którą kochał i za narzeczoną uważał. Kunigasowéj jednak cała ta powieść nie podobała się. Serce matek zazdrosne jest o synów: ta miłość Jerzego dla obcéj, pobytem w Krzyżackiej niewoli już wstrętliwéj dziewczyny, niemiłą jéj była.
Dla syna chciała równéj mu rodem... a ta była prostego bajorasa dziecięciem ubogiém.
Nie ledwie się więc cieszyła z tego, że Wejdaloci ją, jak należny sobie łup, zabrali.
Przywiązanie chłopca do Baniuty w jéj oczach było prostą krewkością dziecięcą, któréj pobłażać nie myślała.
Wystawiała sobie dziewczynę z tego, co jéj Szwentas powiadał o pobycie we dworze Gmundy, jako zalotnicę zepsutą. Takiéj żony nie życzyła dla syna.
Po obejściu trzykrotném ogniska, Reda skłoniła się Krewuli, dała jeszcze garść pieniążków dla Wejdalotów, i oczyma syna ciągnąc za sobą, wyszła, przeprowadzona do wrót zagrody, w dolinę.
Tu już dla nich namiot był szary rozbity i ognisko rozłożone, przy którém pieczono mięsiwo na wieczerzę. Jerzy szedł obok matki. Spoglądał na nią ciekawie i trwożnie, uczuwszy w téj niewieście siłę i wolę większą, niż miał w sobie.