Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 180.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Przybywający opisywali wielkie jego rozmiary, grube drzewo, z którego był mocno zbudowany, przygotowane na nim kłody, kobylice, proce do ciskania kamieni i ognia.
Jednego wieczora, gdy znowu nadbiegłe szpiegi prawiły o nim w obozie Redy, Marger się nagle porwał z siedzenia, jakby go myśl jakaś wielka natchnęła.
— Bezpieczni są — zawołał — nie spodziewają się niczego, nam trzeba łódki wziąć, ludu trochę zwołać, smoły i ognia nagotować, spalimy tę potworę.
Szwentas, który słuchał, oświadczył się nocą do przystani doprowadzić.
Lecz nazajutrz okazało się, że statek był już na rzece.
Marger od myśli swéj nie odstępował.
— Spalić go musimy — wołał — to im ochotę odejmie, a nim drugi zbudują, czas zyskamy, i goście się ich rozjadą.
Reda godziła się na podpalenie statku, lecz gdy syn oświadczył się, że sam poprowadzi tych, których wyprawić miano, puszczać go nie chciała.
Chłopak obstał przy swojém.
— To moja pierwsza próba — mówił — czuję, że mi się powiedzie. Muszę iść. Ze Szwentasem nie boję się niczego. Ten, co mnie tu potrafił przyprowadzić, będzie wiedział, jak począć, byśmy cali uszli.
Uradowany Szwentas w piersi się bił i przysięgał, że dokażą tego, iż statek zapalą, a sami wrócą do Pillen nietknięci.
Musiała się Reda zgodzić na prośby i nalegania syna, dumna tém będąc, iż mężnym się okazywał, a przeciw Niemcom zajadłym.
Obawiała się tego, aby ich potęga nie odjęła mu odwagi.
Z zapałem niezmiernym rzucił się drugiego dnia Marger ze Szwentasem i ludźmi w bok lasami ku miejscu, gdzie się statek miał znajdować. Na wyjezdném tylko, żegnając narzeczoną, przyprowadził ją do matki i w ręce jéj oddał.
— To mój skarb — rzekł — strzeżcie go dla mnie, bo bez niego życie mi niemiłe, a dla niego jam je dać gotów.
Reda przycisnęła do piersi dziewczynę, z którą się już w drodze pojednała i pokochała ją. Zmiękło jéj serce. Od czasu, jak syn poczuł się dowódzcą i głową rodu, ona więcéj matką być chciała. Wracała na to stanowisko, do którego była zrodzoną, z którego ją zemsta za krew męża i za syna wyrzuciła.
Oddział jeden z nią skierował się wprost ku Pillenom, drugi gąszczami lasów, przez niedostępne dla innych trzęsawiska i błota, sunął się ku Niemnowi, coraz rosnąc i powiększając się po drodze. Marger téż w ciągu téj wyprawy z wyrostka i chłopięcia na męża i dowódzcę dojrzewał. Biło w nim serce, paliła się głowa, gorączka młodzieńcza dawała mu jasnowidze-